Kołobrzeski Spleen

31 maj 2009

Zielonoświątkowcy oraz kuchenne przygody

Niedziela zwykle jest moim dniem na eksperymenty kulinarne. Testuję to sobie wtedy jakiś mądry przepis z przepastnych zasobów internetu. Dziś była pieczona jagnięcina. Najwspanialsze jej wydanie jadłem swojego czasu w małej knajpce w Stanach. Rozpadała się w ustach i była przez pewnie cały tydzień moczona w jakiejś super-marynacie. Przepis, który dostałem w swoje łapy wymagał ziół typu szałwia i cząber. Jak na złość, postanowiono mi zamknąć wszystkie sklepy z okazji zesłania Ducha Świętego. Zesłany Duch musiał więc wystarczyć za wszystkie zioła potrzebne do upieczenia jagnięcego udźca. Do tego naczynie żaroodporne okazało się nie do końca odporne na białe wino, które przy wlewaniu do potrawy rozsadziło cały przybytek. Prawdziwy kucharz się nie poddaje i w smogu palonego wina dokańcza swoje dzieło... Dokończone zostało w żeliwnej brytfannie, jednak mimo 2 godzinnego pieczenia nadal było łykowate. Spoko - nauka na przyszłość.

Ale kulinariów ciąg dalszy. Bo dostałem kupon na 100zł do wykorzystania w knajpie Domek Kata w Kołobrzegu. Domek Kata to jedna z takich knajp, które mogą poszczycić się... no właśnie czym... byciem najdroższym?, najwykwintniejszym?, pełnym Niemców? No knajpa mająca w założeniu być wykwintna, droga i wyszukana. Dobrze opisał tego typu knajpy Cejrowski w swojej serii "Co mnie wkurza" jednak TVN skrzętnie pokasował wszystkie jego odcinki z Youtube.

Tak czy owak wszystko musi tu być z sosem kurkowym, borowikami, w cieście francuskim, z krewetkami - generalnie wiecie do czego zmierzam - schabowego z frytkami tu nie szukaj. Z burżujskiego punktu widzenia knajpa jest więc ok. Jednak ja omijam ją z jednego powodu - to jedzenie jest po prostu nie-smaczne. A ja chodzę do knajpy zjeść coś dobrego, a nie pokazać się, że byłem bo mnie stać. Sic!

Wernisaż



Jak mówiłem, tak zrobiłem - przybyłem, zwiedziłem. Tylko coś nie mogę tego aparatu ujarzmić. Wystawa będzie wisieć do 12 czerwca - polecam.

29 maj 2009

Stadion ruszył




Mówią, że się środków unijnych nie wykorzystuje. Trzeba było przycisnąć temat. A przy okazji pokazać się można. No to jedziemy z tą budową.

Coś się tu dzieje


Żeby nie było, że nic się nie dzieje w tym pięknym, nadmorskim mieście - zapraszam na wystawę już dziś o 19:00. Oczywiście, my lenie, nie przygotowaliśmy żadnych swoich prac na wystawę. Mimo wszystko będzie na co popatrzeć więc nie omieszkam się tam pojawić. Namawiam.

A dziś w Kołobrzegu czas na huczne podpisanie umowy o dofinansowanie Miejskiego Stadionu do piłki nożnej. Notable już na miejscu - idę strzelić kilka fotek. Nie omieszkam się podzielić jak coś ciekawego się uda sfotografować. W końcu inwestycja za 30 baniek i wielka nadzieja na przyjęcie drużyny jakiejś w trakcie Euro2012. Nawet Azerbejdżan byłby spoko. Ale... najpierw zbudujmy tego kolosa.

28 maj 2009

Barca! Barca!


Strzał, że cenka opada. Wydymali Sira Alexa. Barca, Barca! Jednak może być uczciwość w tej całej piłce. Ale przyznam, że lekko nudny ten finał, nie? A dziś w nocy o 2:30 w Canal + sport Gortat i paka wyeliminują LeBrona z gry o mistrzostwo. Nie mam dość determinacji żeby to po nocach oglądać ale będę kibicował smacznie śpiąc. Go Gortat!

27 maj 2009

Rytel, Mylof i inne Swornegacie

Nie wspomniałem w sumie, a warto to odnotować, że przed weekendem majowym, wybraliśmy się z przyrzeczoną do Chojnic. Świadomie weekend wcześniej żeby weekendowcy nie wchodzili człowiekowi na głowę. Chojnice i im podobne, okoliczne, dziwnie brzmiące miejscowości typu Swornegacie, Brusy, Legbąd, Klocek, Mylof czy Rytel niewiele mi mówiły. A okazało się, że Chojnice i okolice są wyjątkowo spoko. Spoko to nawet mało powiedziane. Jest pięknie i nietuzinkowo. Okolice pełne jezior, bujnej przyrody i przesympatycznych ludzi. Na samym początku uderzył mnie pogodowy szok. W sumie o gorsze warunki atmosferyczne niż w Kołobrzegu ciężko, więc wycieczka w głąb kraju zawsze poprawia sprawę – tyle, że wtedy, wyjeżdżając znad morza było wietrznie i swetrowato, a tam wręcz jak na patelni i goło-klatowo. Świetny wypad. No ale co najważniejsze. Miasto jest cholernie dobrze zarządzane i widać to od razu. 40tys mieszkańców, a wszystko uporządkowane, trawniczki skoszone, chodniczki równiutkie, budynki odremontowane, rynek miejski barwny i przepiękny. No byłem zauroczony. Do tego był to dzień kiedy licealiści kończyli rok szkolny i było ich po prostu mnóstwo, poubieranych galowo, raczących się piwem, roześmianych. Ach ten geriatryczny Kołobrzeg – brakuje mu nutki młodości. Do tego okoliczna dzielnico-wieś Charzykowy położona nad samym jeziorem o tożsamej nazwie. Domki letniskowe 10 metrów od wody, przystań jachtowa z prawdziwego zdarzenia, ścieżki rowerowe wokół jeziora – no miód. Podsumowując – kolejna baza wypadowa godna polecenia w zasięgu 2 godzin jazdy z naszych smutnych okolic.





W sobotę robiliśmy akcję, którą krótko ująć można w zdaniu - ‘7 czerwca idź na wybory’. I powiem tak. Rozdawanie rzeczy za darmo – co by to nie było – skutkuje atakiem dzikiej gawiedzi. Stolik z ulotkami i pęki żółtych margaretek mających symbolizować unijne gwiazdki, fruwały w strzępach porywane przez tłum. Jednym słowem akcja udana. Z planowanych 3 godzin akcji zrobiło się 1,5. Obowiązek obywatelski spełniony – ty też go spełnij i idź na te wybory.



Dostałem też w swoje łapska lustrzankę cyfrową i obudził się gdzieś głęboko uśpiony pasjonat fotograf. Swojego czasu miałem cyfrówkę, gdy sprzęt to popularny nie był i chodziłem z nią wszędzie pstrykając mnóstwo zdjęć. Potem, cyfrówka rozpowszechniła się na tyle, że na imprezie potrafiło być 10 osób, każda ze swoim aparatem i tak siedziały naprzeciw siebie i robiły sobie zdjęcia jak robią zdjęcia…. Porzuciłem więc jakoś tę zajawkę. No ale ta lustrzaneczka to masakra. Łupie to foty jedna po drugiej bez zastanowienia – nie to co kompakt. I znów mnie napadło. Robić zdjęcia! Ach, fotografem być. Taka cicha władza. No, uśmiechnij się. Rób co mówię! Tylko zwierzaki jakoś nie poddają się, skutecznie uciekając przed obiektywem.


Tak, to Bunia zwana Buńkiem z racji swoich gabarytów. Urosła.



A to jest Budrys zwany Budziem.

19 maj 2009

A w maju...

Od czego zaczynasz pakowanie bagażu wyjeżdżając za granicę? Szczoteczka? Pieniądze? Aparat? Niektórzy tak ulegli wpływom propagandy Unijnej mówiącej o Zjednoczonej Europie, że zapomnieli, iż należy ze sobą zabrać jedno z dwóch – paszport albo dowód osobisty chociaż. Bez tego na samolot nie wpuszczą. I jest sobie niedziela, jedenasta w nocy. Człowiek już ledwo oczy otwarte trzyma, a tu telefon od matuli – jadę autobusem z Poznania do Berlina na samolot i zapomniałam dowodu – wylot o 4 rano – przywieź. Ależ jasne, dawno nie byłem w Berlinie, tym bardziej koło 2-3 w nocy. W poniedziałek urlop na żądanie i spałem panie do południa.

A z hitów na czasie – wielkimi krokami nadchodzi turniej koszykarski, w którym to swojego czasu zdobyliśmy pierwsze miejsce. Jednym słowem jesteśmy gospodarzami i czeka nas pracowity weekend od 5 do 7 czerwca. Kołobrzeg, tak jak się spodziewałem, jest łakomym kąskiem na ‘wypad’ nad morze – ekipy które się zgłosiły to Katowice, Wałbrzych, Włocławek, Zielona Góra, Częstochowa, Żagań i Koszalin. No i ten… gram, no nie? Trzeba bronić tytułu. Ciekawy też jestem sobotniego punktu programu „19:00 Oficjalne Spotkanie Integracyjne w Sali Konferencyjnej”. Z zeszłego turnieju mam mgliste wspomnienia z podobnego spotkania integracyjnego. Bo sportowiec nie wielbłąd. Ha. Zapraszam na kołobrzeską Halę Millenium na ultra koszykarskie widowisko.

A 7ego czerwca są wybory do europarlamentu. Wiem, że nie ma na kogo głosować ale namawiam – pójdźcie zagłosować. To taki przyjemny przywilej demokracji.