Kołobrzeski Spleen

28 sty 2009

Fora

Kiedyś zaciekle komentowałem na forach, kłóciłem się z ewidentnymi przekłamaniami (szczególnie na tych politycznych), starałem się rzetelnie tłumaczyć racje i popierać je dowodami. Maj Gad jak wiele czasu straciłem na darmo! I po co to wszystko? Toż nie przetłumaczysz niektórym - nie przeskoczysz, czy raczej muru nie przebijesz. A tylko nerwów człowiek potracił. W sumie piszę to bo znalazłem obrazek, który oddaje moje dzisiejsze emocje. Znany ale bezbłędny.


No ale ta brama wczoraj Siódmiaka, no nie? ... epic! :)

26 sty 2009

Snowboardin' France

Wypoczynek? 5 dni pobudek o 8:00 i ruszania, razem z pierwszym wyciągiem na stoki, by powrócić wypompowany o 17:00 to zdecydowanie nie wypoczynek. Ale co z tego. Człowiek znad morza zawsze będzie miał sentyment i respekt do majestatycznych gór. A że znad morza do gór zawsze daleko, trzeba te kilka dni wykorzystać maksymalnie. A jaką to przyjemność może dać kawałek deski i ośnieżony stoczek. Szczególnie jak stoczek ma jakieś 60m szerokości i znajduje się na 3tys. metrów, a w tle widać okoliczne, białe, alpejskie szczyty jak zza okna samolotu. I ta nieruchoma, zamarznięta cisza, poprzecinana promieniami słońca. I 'prędkość synu, prędkość i już go wyprzedzam' :). Wywrotek też już było stosunkowo mało. Dwa dość efektowne, choć bezbolesne - nagrodzone brawami z okolicznych wyciągów. Za to jeden, (nagrany zresztą aparatem w telefonie) był na tyle solidny, że do tej pory mam problemy z siedzeniem. Ale jak się nie wywrócisz to się nie nauczysz (to chyba jakaś mądrość ludowa, bo słyszę ją za każdym razem jak opowiadam o tej wywrotce).

Generalnie z ręką na sercu mogę polecić La Plagne. Zeszłoroczne Avoriaz nie dostarczyło tyle frajdy co właśnie te stoki. W tydzień nie do przerobienia. No i miło było spojrzeć w kamerkę internetową ze Szklarskiej Poręby, gdzie kilkudziesięcioosobowy tłum forsował jedyny wyciąg w okolicy, wpychając sobie pewnie łokcie pod żebra i częstując się 'serdecznymi pozdrowieniami'. I jakby podsumować koszt byłby podobny. Tylko kolejek brak. A wyciągów aż za dużo.

15 sty 2009

La Plagne - nadchodzimy!



A tak. Owszem. Czas na mały zimowy urlop. Jutro 16:00 wyjazd. Cel - snowboard gdzieś na granicy francusko - włoskiej. Au revoir.

14 sty 2009

Kutak w cietie na otro

Tak, tak. cienX lubi dobrze zjeść i od czasu do czasu rzucam wam tu sprawdzonego hita kuchni. Tym razem pokusiłem się nawet o zdjęcia i doszło do mnie jak ciężko dorosnąć choćby to pięt takiemu serwisowi jak np. www.kwestiasmaku.com. Szacun dla nich. U mnie może pięknie to nie wygląda ale po kilku próbach i błędach prezentuję wam smacznego, chrupiącego kurczaczka z warzywami.

Czego nam trzeba:
Mięso: 400g piersi kurczaka /ewentualnie polędwicy wołowej/;
Warzywa: 4 cebulki dymki (ze szczypiorem), 2 średnie marchwie, mała papryka czerwona, zielona i żółta, 1 papryczka chili, duży ząbek czosnku;
Dodatki: olej do głębokiego smażenia, ocet ryżowy, sos sojowy jasny, 2 łyżeczki cukru, pół łyżeczki imbiru mielonego, 2 jajka, 4 łyżki mąki kukurydzianej, sól, pieprz.


Mięso pokroić na paski ok 3-4cm. W misce połączyć jajka z mąką kukurydzianą, doprawić pieprzem i solą. Wrzucić w tą żółtą papkę pociętego kurczaka i dobrze wymieszać.


Paprykę i cebulę pokroić w kostkę, czosnek i paprykę chili drobno posiekać. Marchew obrać, pokroić w słupki.


Na głębokiej patelni rozgrzać olej do 180 stopni. Wrzucić mięso i smażyć 3-4 minuty, mieszając by rozdzielić poszczególne kawałki (a nie jest to łatwe).


Wyjąć na talerz, odsączyć z tłuszczu.


Do tego samego, głębokiego tłuszczu wrzucić marchew, smażyć minutę. Wyjąć na talerz, odsączyć z tłuszczu.

Olej z patelni wylać, zostawiając ok. 1 łyżkę oleju. Bardzo mocno podgrzać. Wrzucić warzywa i smażyć ok. 30-45 sekund ciągle mieszając.


Dorzucić mięso i marchew. Wlać sos przygotowany z 4 łyżek octu ryżowego, 4 łyżek jasnego sosu sojowego, 2 łyżeczek cukru i połowy łyżeczki imbiru. Smażyć jeszcze minutę intensywnie mieszając.


Podawać z ryżem lub makaronem chińskim.

Porcja jest spora i dzień poźniej, kiedy zostało jeszcze pół patelni tego ustrojstwa, dodałem słoik sosu słodko-kwaśnego Uncle Bens. Może to i profanacja kucharska dodawać takie gotowce ale prawdę mówiąc było przepyszne :D

13 sty 2009

Derby pomorza zachodniego

Zapomniałem wam powiedzieć i taki smaczek przeszedł koło nosa. Derby były. Kotwica grała z Koszalinem w niedzielę i transmisja była w ogólnopolskiej TVP3. Wątpię żeby ktoś oglądał, nie? I wygraliśmy te derby. I na drugim miejscu w ekstraklasie jesteśmy! To jest to co widzisz w filmach - kochasz swoją drużynę, która jest cieniaskiem, ale ty wierzysz, i wierzysz i pewnego dnia ona sięga szczytu. Taki Disney'owski klasyk familijny. Aha, i jeszcze w finale grają z drużyną, której trener jest złym facetem, co w szatni kontuzjuje najlepszego zawodnika dobrych, potem jest dogrywka i na sekundę przed końcem ci dobrzy rzucają za 3 i jest! Wygrana! I zły trener traci majątek, bo postawił na zakładach bukmacherskich, że wygra. A do tego policja się dowiaduje, że obstawił, a tak nie można i idzie do kicia. I film się kończy koło 18:00, bo dzieci muszą iść spać. Yyyyy ... za daleko poleciałem z tą dygresją.

Tak czy owak - transmisja w TV, zaczyna się relacja, drużyny się zbierają, a z naszej trybuny śpiewy "SASO FILIPOVSKI"! A kim jest Saso i czym sobie zasłużył na te śpiewy? "Po meczu w Koszalinie trener koszykarzy Turowa Zgorzelec Saso Filipovski uderzył kibica i złamał mu nos. Szkoleniowiec został bezterminowo zawieszony przez władze PLK". A to jeden z najlepszych trenerów ever. Ale jak ci koszaliński kibic wrzuca od najgorszych skur**synów przez cały mecz to idzie się zdenerwować, prawda? Potem przyśpiewki typu "Gramy u siebie, Kotwica gramy u siebie" i "Idźcie do domu, my nie powiemy nikomu" to jak miód na serce. Nikt nie zrozumie tego czemu maksyma każdego kołobrzeskiego fana sportu (od strzelania z łuku, przez curling, aż po piłkę nożną) brzmi - możemy przegrać z każdym, ale Koszalin trzeba pokonać. Święta wojna i już! No dobra to tyle o tym POPULARNYM sporcie.

A z faktów godnych odnotowania wybraliśmy się w sobotę na Bal Prezydenta Miasta. 600 osób. Takie większe wesele ze znakomitościami tego miasta plus kilku posłów i ministrów. Gdyby nie małe faux pas na wejściu w postaci 'nie-przywitania-się z witającym Prezydentem i Starostą' byłoby ok. No ale walące flesze aparatów troszkę nas ogłupiły. Nie przywykłem do tego typu imprez. To nie byle domówka była :) Prezydent tylko skwitował "Młody jest. Jeszcze się uczy". Touché.

12 sty 2009

Teleturnieje

Do popełnienia tej notki skłonił mnie fakt, iż ostatnio czystym przypadkiem obejrzałem co telewizja polska oferuje w zakresie teleturniejów. Wychowałem się, jak większość z ludzi rocznika 81 na teleturniejach typu Wielka Gra czy Miliard w rozumie. Teleturniejach zupełnie nie widowiskowych i dla nas wszystkich w większości męczących, gdyż na padające pytania nijak nie dało się odpowiedzieć. Żeby znać odpowiedź na tamtejsze pytania nie wystarczało czytać 'Życie na gorąco' czy znać twórczość Feela, których to i tak jeszcze nie było. Tam alfy i omegi zmagały się z trudnymi pytaniami z przeróżnych dziedzin i powalały na kolana swoją wiedzą. Potem wszedł Wojciech Pijanowski z Magdą Masny i mimo pójścia w kierunku 'show', nadal trzeba było się trochę wysilić, żeby z tych literek poskładać krzyżówkowe hasło.

Obecnym królem teleturniejów jest dla mnie 1 z 10. I to nie tylko z sympatii dla prowadzącego Tadeusza Sznuka. W teleturnieju padają pytania, na które trzeba znać konkretną odpowiedź. Nie ma do wyboru a, b, c oraz d. Pytań jest cały wachlarz i mimo czasem banalnych, zdarzają się perełki, a całą edycję wygrywa i tak jakiś przekot, którego nie zagniesz z żadnej z dziedzin. Czyli jest względnie sprawiedliwie.

To co zobaczyłem wczoraj utwierdziło mnie w przekonaniu, że o zgrozo, nawet Milionerzy są spoko, bo mimo typowej szołowości programu, coś tam wiedzieć wypada żeby dojść do tej bańki. Fakt, że Urbańskiego, za te jego 'czy jesteś pewien?', 'to już ostateczna odpowiedź' i tym podobne, idzie zastrzelić, no ale chłopak ma to w kontrakcie - taka jest konwencja Milionerów i tyle - nie spieszy nam się. No i dobra. Dzięki powyższym teleturniejom możemy co nieco poszerzyć naszą wiedzę - czymś tam w towarzystwie można błysnąć.

Natomiast wczoraj natknąłem się na teleturniej prowadzony przez Cezarego Pazurę. Nie wiem czy po prostu Pazura powiedział - nie mam roboty, dawno nie widziano mnie w TV, dajcie mi coś cyklicznego, nie wymagającego zbytniego polotu, za jakąś bańkę rocznie. No i dobra. Jest teleturniej gdzie pada pytanie, które również zostało zadane jakiejś tam próbie inteligentów posiadających dekoder i paszport Polsatu i biedny uczestnik musi zgadnąć jaki procent osób odpowiedział na to pytanie twierdząco. A pytania są górnolotne. Ja widziałem dwa i poszedłem się upić z żalu za widzów Polsatu. Mianowicie: Jaki procent mężczyzn w tym kraju (w domyśle tych z paszportem Polsatu) nie jest zadowolona z rozmiaru swojego członka? Czyli zadzwonił pan z Polsatu do tego z paszportem i mówi: "Panie, jest pan zadowolony z rozmiarów Pana kutafona?". "No, jacha, jeszcze jak!". No, bo kto odpowiedziałby anonimowemu Panu z Polsatu "Panie, dobrześ Pan trafił, ledwo go znajduję przy sikaniu". No chyba, że przypadkiem dodzwoniłby się do Tymona i usłyszał "Oooo, oooo, mój wacek jest za duuuuuży". Drugie pytanie. Jakiemu procentowi kobiet zdarzało się fantazjować, że robią to z ratownikiem. Najlepsze, że koleś powiedział, że przedział 8%-18%, a było 7%. O co chodzi? Dlaczego? Czy z hiszpańska - porque?... Why? Warum? Patrzę i płaczę. A Pazura przetacza tymi swoimi oczkami i bryluje tam... i bruku sięga. I nawet nóż w kieszeni mi się nie otwiera - bo przecież każdy zniesmaczony weźmie pilota i CYK. Ale co tam - znając szczęście teleturniej pobije rekordy oglądalności. I przy kolacji wujek Edward, błyśnie - "A czy wiecie, że 12% mężczyzn w tym kraju nie jest zadowolonych z rozmiaru swojego fajfusa? Mówię wam! W tiwi mówyly".

Zaraz potem trafiłem na "Jak to leciało" na tvp2. Muszę przyznać, że zamysł programu jest całkiem spoko. Uświadamia nam jak bardzo nie przywiązujemy wagi do słów piosenek. No ale szou warty tańca na lodzie. Nie wiem skąd biorą uczestników ale rozumiem, że liczą na zrobienie z nich gwiazdeczek? (oglądałem tylko jeden odcinek i takie odniosłem wrażenie). W każdym razie wczorajsza uczestniczka sprawiła, że wtoczyłem się ze śmiechu pod stół, więc warto odnotować. Panna czuła, że urodziła się by robić szou i unosić swym śpiewem tłumy! Czuła.. w sensie wydawało jej się. Przebrnęła bez zająknięcia dwie pierwsze piosenki i 'czułem', że jest dobra jeśli chodzi o teksty (bo wokalnie leżała, a jej komentarze w przerwach ujawniały, że dwa elektrony w głowie, które zderzały się wywołując MYŚL, robiły to od święta). Trzecią piosenką weszła więc na głęboką wodę wybierając 'Poezję śpiewaną'. Pojawiły się dwa utwory do wyboru: "Dni, których nie znamy" Grechuty i "Cichosza" Turnaua. Ja brałbym pierwszą jak w dym, szczególnie że ta druga zaczyna się tak:

Po cichu
po wielkiemu cichu
idu sobie ku miastu na zwiadu
idu i patrzu


No wykropkowaliby mi coś z tego wstępu i leżę. No ale Pani gwiazda, z dupy tekstem stwierdziła, że ona Pana Turnaua osobiście poznała więc weźmie Cichoszę. Pan prowadzący skwitował ją 'No to nie może go Pani zawieść'. Jeszcze nie wiedział jaka piękna katastrofa nam się szykuje. Pani śpiewająco doszła do zwrotki, gdzie niecnie wykropkowali jej najgorsze co może być - nazwisko poety!:

Tu cichosza tam cicho
szaro brudno i zima
nie ma Słowackiego
i nie ma ...........


Pani po głębszych zastanowieniach powiedziała: i nie ma Krasickiego. Wtedy to potoczyłem się pod stół. Gwiazda po wzięciu jakichś kół ratunkowych dowiedziała się, że powinno być 'Tuwima', co skwitowała: "Phi, ale się rymuje? Słowackiego - Tuwima". Prowadzący z litością w oczach: "zima - Tuwima". Ciężko gwiazdom zrozumieć rymy krzyżowe. Potem był już pilot i CYK.

Oczywiście żeby wyczerpać temat trzeba by napisać o Familiadzie, Jaka to Melodia i stu innych. Ale ja nie wyczerpuję tematów. Ja pastwię się nad wyjątkami. W końcu jestem gwiazdą tego bloga. Moje fanaberie. Moje notki. Które i tak tylko ja czytam. Ale samozwańcze gwiazdy tak mają :)

9 sty 2009

FM Transmiter


Jakiś czas temu wymyślono transmitery FM. Po raz pierwszy spotkałem się z tym gdy kumpel zakupił Ipoda z taką właśnie nakładeczką. Nie mogłem się nadziwić, że możesz mieć w kieszeni swoją własną radiostację. Ostatnio natknąłem się na samochodowy gadget tego typu. No rewelacja. Gdyby mój poczciwy AX mógł dożyć tych czasów ze swoim zasłużonym radiem gdzie nawet kasety nie szło wetknąć byłby najbardziej umuzycznioną furą w okolicy.
Fakt, w obecnym aucie mam radyjko co i mp3 zapisane na płycie czyta ale z moim przerobem płyt wygląda to tak, że produkuję tony zbędnych CDków, a zastępując jedną płytę inną, gubię też co lepsze albumy w tym stosie. Postanowiłem więc zakupić tego dziada co to i kartę SD przyjmie i pendrive'a, a do tego bluetooth robi doskonale za zestaw głośnomówiący. AX faktycznie w grobie, znaczy na złomowisku, się przewraca. W sumie urządzonko jeszcze nie dotarło, ale podobno poza małymi przebitkami Radia Maryja w centrum, spisuje się znakomicie.

Obrazek pochodzi z aukcji:
http://aukcjewp.wp.pl/show_item.php?item=519109967

8 sty 2009

Dzień Sprzątania Biurka

Ekipa koszykarska na niedawnym sparingu ogłosiła bojkot. Przed nami 3 mecze do końca sezonu z czego dwa to hardkory, a jeden to spacerek. Ostatnio z 11 osób grało tylko 6, a nas nawet wpuścić na boisko nie chcieli. Co to ma być? Postanowiliśmy zbojkotować rozgrywki do końca sezonu, a od nowego wejść ze swoją własną drużyną. Może nic nie wygramy ale za to POGRAMY. Jeśli nie znajdzie się sponsor strategiczny to myślę, że przyjmiemy nazwę ŁawęGrzejący. Przynajmniej będzie śmiesznie. No i ogra się człowiek z tą całą presją publiczności, kamer i ciśnienia na każdy punkt. Jeśli chodzi o bojkot to ja mam zamiar go załagodzić lekko i przyjść na ten mecz z leszczami, bo wypełnić postanowienie noworoczne trzeba :D

I kocham moją kobietę, tak? I jest to bardzo inteligentna osoba, serio. Ale jest to również kobieta. Kobieta, która siłą rzeczy ulega pismom kobiecym, radom z poradników, czy reklamom telewizyjnym. Myli też lewą stronę z prawą - kobieta stuprocentowa się znaczy :D No i nieopacznie natknęła się na jakiś program, (znając szczęście na TVNstyle) gdzie PAN EKSPERT zachwalał dobroczynne działanie mroźnego powietrza. Na zasadzie 'Mrozy to nie samo zło, powietrze jest czystsze itp.'. Kobieca nadinterpretacja wywołała w mojej ukochanej potrzebę wykorzystania leczniczej natury mroźnego powietrza i wracając z pracy postanowiła dosłownie brać je garściami, a raczej głębokimi haustami. W efekcie kilka godzin później wylądowała z gorączką w łóżku i praktycznie utraciła mowę. Tak więc uwaga drogie panie - jeśli oglądałyście ten sam program - pan ekspert nie miał do końca racji. Mróz jest mróz. Nie jesteś morsem - unikaj.

I kupujcie zapalniczki... magazynujcie gaz. Zima w pełni, a Ruscy się nie pierdolą.

A na deser Donald Rumsfeld, co mnie zawsze miażdży ile razy bym nie oglądał:

6 sty 2009

5 sty 2009

Noworoczne postanowienia cd.

Nie tak łatwo z tymi noworocznymi postanowieniami. Pierwszy mecz w nowym roku i jeden z trudniejszych przeciwników. Do tego szeroka ława, bo wszyscy spragnieni gry, czyli 11 śmiałków. Zagrało tylko 6. No nie dali mi wejść. I jeszcze mecz w plecy. Pierwsza porażka Wielkiego Lidera. Ale nic to. Rok 2009 dopiero się rozpoczął. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.

No i pierwszy dzień w robocie po mega labie. Postanowienie - wstanę o 5:30 - jakieś pompeczki, jakieś brzuszki, hantelki w pogotowiu. Realia - kimal o 2:00, pobudka 6:55, śniadanie w biegu, wypad do auta, a tam -11 stopni i po głębszych kombinacjach z nieotwieralnymi drzwiami skok ninja via bagażnik, fikołek na tylnim siedzeniu, szpagat na zagłówku pasażera, zapłon i ogień. Potem 10 minut stania pod robotą na zasadzie 'zara wysiadam tylko nawiew jeszcze popracuje i na bank drzwi się otworzą'. Ale pierwsze śliwki robaczywki jak mawiali marni raperzy - jutro 5:30 razem z pierwszym pianiem mrożonych kogutów pompeczki, tak?

A z nowym rokiem dostałem do przemielenia 5GB [ehem!] .. płyt ;) Lounge, acid jazz i funk. Póki co 3 godziny przesiewania i wiem na pewno, że Bonobo wysuwa się na faworyta muzyki, która będzie lecieć w mojej restauracji... o ile kiedyś postanowię mieć taką i strzelę do tego 6 w lotka. I 21 lutego grają w Katowicach. Poczęstuję was tymi smaczkami jak tylko znajdę jakiegoś playera co da się wkleić na bloga i grać bezpośrednio. To siema.

3 sty 2009

2009

Jeśli umrę wolałbym by stało się to zimą. W zimie trudniej o przypadkowych 'gości'. Zimą trzeba się wysilić. Trzeba znieść tę minusową temperaturę, lekki wietrzyk przeszywający kości i śnieg bijący po oczach. Po kilkudziesięciu minutach każdy ma łzy w oczach przez topniejący śnieg i nerwowo szuka chusteczek gdy w nosie zaczynają kręcić się pierwsze śluzy. Pociąganie nosem zewsząd, smutne miny - o bardziej nostalgiczną atmosferę trudno.

Tak, 2009 zacząłem od pogrzebu matuli mojego dobrego znajomego. Dla niego chyba gorzej ten rok rozpocząć się nie mógł. I choć Oscar Wilde mawiał, iż "Tragedie drugich mają w sobie zawsze coś nieskończenie trywialnego", a "Filozofia uczy nas dzielnie znosić nieszczęścia naszych sąsiadów" to mam ogromny szacunek dla tego człowieka i spokoju w jaki przyjął tę wiadomość. Sam staram się postawić siebie w takiej sytuacji i nie wiem czy uroniłbym choć łzę.

A Sylwester? Zupełnie inny, spokojny, wręcz kameralny. O północy spacer na plac zobaczyć jak wygląda 'Miejski Sylwester'. A Miejski Sylwester wygląda jak wojna. Stanęliśmy kilkadziesiąt metrów od gawiedzi zgromadzonej na skwerze i patrzyliśmy jak co chwilę w tłum leciały rzymskie ognie, czy wybuchała jakaś co mocniejsza petarda. Byli też śmiałkowie odpalający rakiety trzymając je za patyk. Generalnie znalazłem kilku pretendentów do Nagrody Darwina w 2009, bo jaki pierwszy dzień roku taki cały rok, tak? U mnie najtrzeźwiejszy poranek sylwestrowy od niepamiętnych czasów liceum. Spacer z psem ok. 11:00 po plaży, gdzie ani żywego ducha tylko mroźny chłód słonej, morskiej bryzy i leniwe mewy niechętnie unoszące się z piasku, przeganiane przez niezmordowanego Budrysa, który robił rundy brzegiem starając się dorwać choć jednego ptaszora.

Chciałem też podsumować rok 2008. Przeanalizować czy był to dobry czy zły rok. Ale czy jednoznacznie da się ocenić 365 dni życia? Jeśli żyjemy to chyba podsumowanie wychodzi na plus prawda? A co z 2009? Jakie postanowienia? Śmieszą mnie generalnie postanowienia noworoczne. Bo jaki to symbol, że na kalendarzu pojawia się data 1 stycznia? Na pozytywne zmiany chyba każda data jest dobra? Biorąc pod uwagę najpopularniejsze postanowienia noworoczne weźmy np. takie rzucenie fajek? Czy data 1 stycznia 2009 potrzebna ci jest po to, że jak ktoś 24 marca 2015 roku spyta się 'Jak długo nie palisz" ty z błyskiem w oku odpowiesz "6 lat dwa miesiące i 24 dni". Bezbłędnie.

No ale dobra. Skoro postanowienia są modne - nie można pozostać w tyle. W tym roku postanawiam sobie rzucić choć jeden punkt w Kołobrzeskiej Amatorskiej Lidze Koszykówki. To że wygram tę ligę jako zespół jest prawie pewne, no ale warto by się przyczynić do tego zwycięstwa.

Wszystkiego najlepszego i spełnienia tego co sobie postanowiliście w 2009 roku.