Kołobrzeski Spleen

25 paź 2010

Idź na wybory

Dostałem reprymendę, że nie piszę i 'nie-wiadomo-co-u-ciebie-słychać'. Kiedyś ludzie do siebie dzwonili i pytali co słychać - dziś czytają, milczące strony wuwuwu. Cywilizacja zmierza w kierunku globalnego odizolowania.

A u mnie nuda. Nie za bardzo jest jak pójść do kina, teatru czy nawet restauracji. Czekamy generalnie aż dziuba lekko jeszcze podrośnie. Póki co korzystamy z uroków dobrej pogody, która pojawia się już coraz rzadziej i spacerujemy po wyludnionym Kołobrzegu. Z wielkich hitów życia lokalnego, rozpoczął się sezon Polskiej Ligi Koszykówki oraz Ligi Amatorskiej. Z tej pierwszej zdarza mi się pisać recenzje do jednej z gazet, a w tej drugiej zdarza mi się zagrać. Niedzielny mecz zakończyłem czterema punktami i dwoma faulami. Tak więc pojawiłem się w statystykach. Drużyna moja tradycyjnie już przegrała. Więc znów - nihil novi.

Z faktów wartych odnotowania, moja żona wywalczyła co nieco z systemem notarialnym w Polsce. Trzymam kciuki i mam wielkie nadzieje, że za 5 lat odejdę na zasłużoną emeryturę i zostanę utrzymankiem swojej żony. Nie ukrywam, że nie miałbym nic przeciwko :P

Wracając do dziecka, bo jednak nie sposób ominąć tego nudnego, acz bardzo absorbującego tematu - mała regularnie, od 2 tygodni śpi od 22:00 do 9:00 rano. Bez przerwy. Położne i inne laktacyjne ekspertki łapią się za głowę i mówią, że trzeba budzić na karmienie co 3 godziny, bo cośtam. My generalnie te rady mamy w dupie, bo tatuś i mamusia zawsze spać lubili. Dziecko widać ma kumulację tych leniwych upodobań. Nie narzekamy - wcale :)

Osobiście mam ostatnio więcej czasu na kulinarne eksperymenty jako, że moja małżonka stosuje nudną, monotonną dietę. Mogę więc robić swoje ulubione pikantne dania i różnego rodzaju morskie dziwolongi, których ona do ust by nie wzięła. Ostatnio szczególnie podpasowały mi dwie potrawy. Krewetki na sposób niejakiego Karola Okrasy i lekko zmodyfikowany przepis na gulasz słowacki (podobno) podebrany Makłowiczowi. Obiecuję się podzielić niebawem.

Ps. Zauważyliście, że program Makłowicza przestał być kulinarny, a raczej stał się typowo 'podróżniczy'? Leniwiec czasem potrafi nic nie ugotować tylko wpada do restauracji i każe pokazywać co tam robią... Spytacie kto ogląda Makłowicza o 10:30 w niedzielę? Dla mnie to doskonały program na kaca i tak zwanego porannego zrzuta:) Facet bywa zafascynowany kolorem szpinaku albo przejęty aromatem świeżej bazylii. Jest za mocny. Pali blanty na bank.

I zbliżają się wybory do samorządów lokalnych. Wbrew pozorom są to najważniejsze wybory dla przeciętnego Kowalskiego. Pójdź i zagłosuj na swojego kandydata. To jak będzie wyglądać twoje najbliższe otoczenie zależeć będzie przez następne 4 lata właśnie od osób które wybierzesz. Idź do urny 21 listopada! Nawet Dziuba ma swojego kandydata.

5 paź 2010

A Liverpool ...


Gdyby nie radio Trójka, muzyczne życie byłoby nudne :)

A ja wybywam do Poznania na kilka dni...

4 paź 2010

Ochrzczona


Między poranną drzemką, a popołudniową kupą w majtach, z Beatki, zwanej rzadziej Marysią, wygnano szatana. Oddanie naszej dzieciny w ręce szeroko obowiązującej w tym kraju religii odbyło się błyskawicznie, w skromnym gronie rodzinnym. Ja osobiście liczę, że wygnanie szatana, sprawiło iż będzie spała częściej :) Choć prawdę mówiąc nie ma na co narzekać, bo spokojnie przesypia całe noce, co w jej wieku podobno jest rzadko spotykane.

1 paź 2010

O Traktacie Lizbońskim dyskutować byłem

Moje 'szczęście' do komplikacji komunikacyjnych podczas podróży służbowych nie ma zamiaru mnie opuścić. Po sławnym utknięciu w stolicy Hiszpanii podobny los spotkał mnie w Brukseli. Jak nie wulkaniczne pyły to strajk kontrolerów lotów. Dobrze, że udało nam się uciec zanim rozpoczęły się na dobre zapowiadane protesty związków zawodowych. Podobno 80tys osób zjechało do Brukseli by skutecznie ją sparaliżować. Na szczęście wtedy byliśmy już w Warszawie.

Kilka spostrzeżeń. Bruksela to okropnie dołujące miasto. Potwierdzają to mieszkające tam osoby, z którymi miałem przyjemność rozmawiać. Przywitał nas tam deszcz i chłód oraz rozrośnięte struktury administracji publicznej. Mają za to doskonałe mule. Banalny sposób na ich przyrządzanie okazuje się być genialny w swojej prostocie. Lokalne piwo jest całkiem dobre o ile to Leffe blonde. Przypadkowo zamówione z okazji urodzin litrowe piwo o wdzięcznej nazwie "Mort Subite" (w wolnym tłumaczeniu - nagła śmierć) okazało się być szampanem w smaku... (sic!). Jak już nie jesteś studentem to okazuje się, że profesorowie i doktorzy uniwesyteccy są spoko. Dziwnym trafem byłem rodzinkiem w gronie samych szych wysłanych z Krakowa, Warszawy, Poznania i Gdańska. Ale prywatnie to sympatyczni ludzie... a tytułowy Traktat z Lizbony... nieźle namieszał. Póki co pełni rolę papierka, a w strukturach panuje kompletny burdel. Do tej pory weszły w życie jedynie postanowienia o nowych stanowiskach typu przewodniczący Rady Europejskiej (sławny prezydent Herman Van Rompuy), czy "baronessa od spraw zagranicznych" niejaka Cathrine Ashton (która jak wynika z moich spostrzeżeń trzęsie całym tym syfem i zgarnia grubą bańkę miesięcznie... czy raczej tygodniowo).. no i dzięki jej posłannictwu powstają placówki ambasad europejskich poza unią. Tam upycha się kolejnych ziomów z pensjami lekko mówiąc poza wyobrażeniem. Jednym słowem jedyne co wdrożyli z całego traktatu to ciepłe posadki. Reszta będzie wchodzić kolejne 10 lat. Jestem zdruzgotany. W pale mi się to po prostu nie mieści. Ale co tam. Byłem, poznałem, zwiałem. I nie chcę wracać. To wszystko nie jest moralnie w porządku.

I Peszko spieprzył mi kupon. Na spółkę z Arboledą. A taki miał być pewniak.