Kołobrzeski Spleen

18 lis 2008

Bądź pan mądry kup pan auto

Jak to jest z tymi ludźmi sprzedającymi auta? To jest jakiś specyficzny typ osób. Po pierwsze osób, które wychodzą z założenia, że przez telefon można naopowiadać bajek, bo najważniejsze żeby klient zjawił się osobiście - wtedy i tak pokocha auto mimo tych tam małych wad. I co tam, że sto razy się upewniam drążąc temat, a czy komplet kluczyków, a czy gotowy do rejestracji to znaczy, że WSZYSTKIE papiery są gotowe itp. itd. Bo wiesz pan Kalisz to prawie 500km z Kołobrzegu to żeby nie było ... Ale nic to - lata lecą, a ci jak byli kombinatorami, tak kombinatorami zostaną. W zeszłym roku teściu jechał po motor gdzieś pod Zakopane z lawetą, bo wszystko miało być cacy i to miał być TEN motor. Oczywiście wrócił z niczym, podobnie jak i przedwczoraj z Kalisza. Ale już nie chodzi o ten Kalisz. Historie, które opowiadają kolejni sprzedawcy są zwykle nieprawdopodobne, występuje w nich najczęściej UFO, niespotykane na co dzień zjawiska ezoteryczne, Chuck Norris i zapomniane ludy, od których auto zostało pozyskane nie znające takich banałów jak 'umowa kupna sprzedaży'. Chociaż jeśli już jest to napisana w języku Guanczów. No i osłabiające teksty typu: "Paaanie ja nie wiem", "Paaaanie to tak było", "Ja tym nie jeździłem, paaanie". Jeśli czyta to jakiś sprzedawca samochodów - proszę cię - przejedź się tym autem, naucz się go odpalać, sprawdź co działa, a co nie działa - człowiekowi, który jedzie po 10 letnie auto przez pół Polski na prawdę ciężko uwierzyć, że nie ma chociaż ryski czy mankamentu w postaci urwanego ręcznego hamulca.

Niebawem będę pozbywał się golfa i opiszę wraz ze zdjęciami każdą pierdoloną plamkę na tapicerce czy ryskę na karoserii. Ba, nie będę ukrywał, że było tam palone jak w klubie nocnym po północy i że klamka drzwi kierowcy czasem nie chwyta. Wiesz czemu? Bo nie sprzedaję auta co wyjechało właśnie z linii produkcyjnej, a mojemu klientowi co przyjedzie do mnie z Krakowa może nie być wszystko jedno jeśli chodzi o palenie w samochodzie czy klamkę kierowcy. A oszczędzić mu takiej trasy przez Polskę - bezcenne.

Amen

12 lis 2008

Rap



I tyle dziś...

7 lis 2008

Gdzie moje 40 baniek?

Internet slacking. Bo się obraziłem. Gdzie moje 40 baniek pytam? Jak usłyszałem, że wygrały jeszcze 4 osoby to mówię weźcie sobie te marne 8 - nie chodzi o drobne. Do tego taki piękny mecz w wykonaniu Lecha i 9 minut dzieliło mój kupon od wejścia ale śmierdziało tą budą od dobrych 15 minut no i skończyło się jak zwykle. No i co. Znów źle zainwestowane pieniądze. Szczęśliwie weekend za pasem - jadę do Szczecina.

4 lis 2008

Za daleko odchamiony

Zachciało mi się odchamiania. Apropos, nie wspomniałem jak tam sztuka była. Ano sztuka była spoko (wypowiedź rasowego krytyka sztuki). 45 minut monologu o zmarnowanym życiu kobiety, która wylądowała w złym związku, wpadła w heroinę i niemal zabiła swojego dzieciaka. I wiesz, ta kobita stoi na tej scenie i ci o tym opowiada. W sensie wiesz u nas na wsi to mieliśmy do tej pory tylko telewizję i kino i z tego ekranu oni cię nie widzą. A tu ci stoi ta baba i mówi i patrzy tak jakby na ciebie i 'zmarnowałam, nie udało mi się w życiu'. W szoku. Znaczy, no bywają latem jakieś Ani Mru Mru albo Doda czy tego pokroju 'sztuka' ale to troszkę inna bajka.

Ale nie o tym, nie o tym, nie o tyyymmm (za dużo Radia Bis). A mianowicie o tym, że wczoraj idąc za ciosem odwiedziliśmy kino niszowe. Ale nie, że tak ot, tylko tak, że reklama, że w Cannes owacje na stojąco i że wielki powrót Skolimowskiego Jerzego i normalnie Hitchcock w wydaniu polskim. A do tego swojak, rodak zza miedzy główną rolę zagrał i przyszedł i powiedział, że w szoku, że te owacje na stojąco w Cannes, bo on taki skromniacha z Gościna, takiej wiochy za Kołobrzegiem, i że spodnie dostał od Jacka Nicholsona, ale to już inna historia. "Cztery noce z Anną" się to nazywa i jest jakby nie patrzeć z 2008. No i co - dłużyzna panie, nic się nie dzieje, wieś szara, głucha, smutno, on ją kocha miłością chorą, ona nic nie wie, go nie kocha i generalnie weź idź. Ja rozumiem, że dla Cannes co nie widział kuchenki na węgiel, lepianek na polskiej wsi, błota i policyjnego poloneza to może to być folklor i cuda na kiju. Tyle, że ja wyjadę 15km za moją turystyczną wieś i mam wersję live. I chyba już nie wierzę w polskie kino. Ze skrajności w skrajność. Od pojebanych komedii romantycznych na jedno kopyto po mroczne, dziwne i smutne pierdoły. I mimo, że dyskusja po filmie z odtwórcą głównej roli (co powiedział w filmie max 10 zdań) to my na zasadzie 'nie chce mi się z tobą gadać' i siema pojechali do domu.

I urzekło mnie z recenzji filmu, że Jerzy Pilch napisał kiedyś, że sztuka pisarstwa jest po prostu ułożeniem zdań we właściwej kolejności. I rozkimnka o przypadkowości, co kiedyś czytałem, że jak małpę usadzisz przed klawiaturą to jaka jest szansa, że napisze ci za którymś razem Pana Tadeusza uderzając przypadkowo w klawisze. Mimo, że odległa to szansa to jednak taka istnieje. No ... chociaż Stepy Akermańskie, bo znacznie krótsze. I będzie szansa jedna na milion. A jak pisał Terry Pratchett szansa jedna na milion sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Dobra, bo się rozjechałem z tematem. Cześć.

3 lis 2008

Sraloween

Tylko czekać kiedy wdrożymy w Polsce Dzień Dziękczynienia. Chociaż indyk i buziaczki z rodziną mogą nie być tak podniecające jak bieganie w upiornych łachach i robienie rozpierduchy na dzielnicy. Bo to takie troszkę kolędowanie, z tą różnicą, że jak ci drzwi nie otworzą nawet jeśli dzwonisz nieustannie przez 3 minuty, a potem całą zgrają załadujesz się na prywatną posesję, po czym dobijać będziesz się do drzwi, a jak ci w końcu nie otworzą to można dom jajkami obrzucić, a skrzynkę pocztową obsypać mąką. Żałuję, że nie było mnie w tym czasie w domu, a przestraszona matula bała się otworzyć wyrostkom drzwi. Lałbym po mordzie bez zastanowienia. Ole. Zobaczymy się za rok.

Po powrocie z urlopu zacząłem też wnikliwiej czytać i oglądać cały ten cyrk, który toczy się w PZPNie. Jakiś Otwarty Fundusz Emerytalny powinien zapewniać spokojną starość w jego strukturach. Myślę, że byłby to realny chwyt marketingowy. "Zostań leśnym dziadkiem PZPNu".

Wczoraj też odbyło się wielkie wydarzenie. Znajomi dostali wstęp na turniej pokerowy (online) gdzie za 1 miejsce płacili 125,000,00$. Marzenia rozwiały się w 3 godziny. Para czwórek okazała się za słaba na 'all-in' przeciwko parze asów. Co zrobić.