Kołobrzeski Spleen

4 lis 2008

Za daleko odchamiony

Zachciało mi się odchamiania. Apropos, nie wspomniałem jak tam sztuka była. Ano sztuka była spoko (wypowiedź rasowego krytyka sztuki). 45 minut monologu o zmarnowanym życiu kobiety, która wylądowała w złym związku, wpadła w heroinę i niemal zabiła swojego dzieciaka. I wiesz, ta kobita stoi na tej scenie i ci o tym opowiada. W sensie wiesz u nas na wsi to mieliśmy do tej pory tylko telewizję i kino i z tego ekranu oni cię nie widzą. A tu ci stoi ta baba i mówi i patrzy tak jakby na ciebie i 'zmarnowałam, nie udało mi się w życiu'. W szoku. Znaczy, no bywają latem jakieś Ani Mru Mru albo Doda czy tego pokroju 'sztuka' ale to troszkę inna bajka.

Ale nie o tym, nie o tym, nie o tyyymmm (za dużo Radia Bis). A mianowicie o tym, że wczoraj idąc za ciosem odwiedziliśmy kino niszowe. Ale nie, że tak ot, tylko tak, że reklama, że w Cannes owacje na stojąco i że wielki powrót Skolimowskiego Jerzego i normalnie Hitchcock w wydaniu polskim. A do tego swojak, rodak zza miedzy główną rolę zagrał i przyszedł i powiedział, że w szoku, że te owacje na stojąco w Cannes, bo on taki skromniacha z Gościna, takiej wiochy za Kołobrzegiem, i że spodnie dostał od Jacka Nicholsona, ale to już inna historia. "Cztery noce z Anną" się to nazywa i jest jakby nie patrzeć z 2008. No i co - dłużyzna panie, nic się nie dzieje, wieś szara, głucha, smutno, on ją kocha miłością chorą, ona nic nie wie, go nie kocha i generalnie weź idź. Ja rozumiem, że dla Cannes co nie widział kuchenki na węgiel, lepianek na polskiej wsi, błota i policyjnego poloneza to może to być folklor i cuda na kiju. Tyle, że ja wyjadę 15km za moją turystyczną wieś i mam wersję live. I chyba już nie wierzę w polskie kino. Ze skrajności w skrajność. Od pojebanych komedii romantycznych na jedno kopyto po mroczne, dziwne i smutne pierdoły. I mimo, że dyskusja po filmie z odtwórcą głównej roli (co powiedział w filmie max 10 zdań) to my na zasadzie 'nie chce mi się z tobą gadać' i siema pojechali do domu.

I urzekło mnie z recenzji filmu, że Jerzy Pilch napisał kiedyś, że sztuka pisarstwa jest po prostu ułożeniem zdań we właściwej kolejności. I rozkimnka o przypadkowości, co kiedyś czytałem, że jak małpę usadzisz przed klawiaturą to jaka jest szansa, że napisze ci za którymś razem Pana Tadeusza uderzając przypadkowo w klawisze. Mimo, że odległa to szansa to jednak taka istnieje. No ... chociaż Stepy Akermańskie, bo znacznie krótsze. I będzie szansa jedna na milion. A jak pisał Terry Pratchett szansa jedna na milion sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Dobra, bo się rozjechałem z tematem. Cześć.

Brak komentarzy: