Kołobrzeski Spleen

31 sie 2007

Fenomen „Pudelka”

Zastanawia mnie od dłuższego czasu jak można zaprzątać sobie głowę tak zwanymi ‘plotkami z życia gwiazd’? Rozumiem, że media potrafią zrobić z szarego człowieka osobę rozpoznawalną poprzez męczenie nas ich wizerunkiem na każdym kroku. I fakt, jak każdemu tak i mi zdarza się powiedzieć ‘O patrz, czy to nie M.Rodowicz?’. Rozumiem również chęć zdobycia autografu od swojego ulubionego piosenkarza, aktora, polityka. No ale z zafascynowaniem śledzić czyjeś życie prywatne? Czy to, że słucham powiedzmy Kasi Nosowskiej i jestem jej wielkim fanem, znaczy że interesuje mnie co jadła wczoraj, z kim spała i w jakiej sukience poszła na miasto? Kto to czyta? Jak to mówił kiedyś Jay Leno: „C’mon, get a life people!’.

I jeszcze to polowanie na sensację. Doda wyszła na miasto bez makijażu! Jak mogła! Pani Krysia z mięsnego może popełnić takie faux pas, no ale Doda!? No a nie daj Boże jakaś znana persona wypije za dużo w klubie i lekko się zatacza. Skandal! Czy ci ludzie są naprawdę ‘nad-ludźmi’, bo mówi się o nich w TV i pisze w prasie kolorowej i są bardziej rozpoznawalni niż pani Krysia więc nie mają prawa się publicznie schlać? … Po prostu nie mogę sobie wyobrazić ‘życia czyimś życiem’. Ale fakt – można potem błyszczeć w towarzystwie. Bo teraz w towarzystwie już nie rozmawia się o sensie życia, własnych problemach, radościach, przyszłości, sytuacji na świecie tylko o wybrykach Paris Hilton.

Uf. Coś musi być w fenomenie „Pudelka”, a skłonił mnie do tych refleksji fakt, że w miejscu gdzie pracuję strona „Pudelka” jest zablokowana obok „Youtube” i „Allegro”. Mocne towarzystwo.

No ale co się dziwić skoro w newsie dnia czytamy:

Małaszyński ma łupież?

Nie jesteśmy wprawdzie pewni, co Paweł Małaszyński ma we włosach, ale jak zwykle zakładamy najgorsze...

-koniec newsa-

I mam dwa pytania:
a) Kim jest kurwa Małaszyński?
b) Co mnie to kurwa obchodzi?
c) Kogo obchodzi łupież Małaszyńskiego, skoro macie tyle odwiedzin i ktoś tym newsem będzie pewnie zszokowany i pobiegnie opowiedzieć znajomym?

I jeszcze na osłodę:

Keira Knightley twierdzi, że w przeciwieństwie do takich gwiazd jak
Paris Hilton czy Britney Spears, nigdy nie opuszcza domu nie mając na
sobie bielizny.


I co mam sobie pomyśleć? Ortodoksyjna suka! Bierz przykład z najlepszych! Mów, że nie masz pantalonów, bo daleko nie zajdziesz.

A wam dziewczyny zdarzyło się opuścić dom nie mając na sobie bielizny?....

Owocnego weekendu, yo.

30 sie 2007

The show must go on...

No i dobra. Podpisałem z nimi tę umowę. Niech im będzie. Popracuję tu jeszcze te kilka miesięcy. Miło tak postawić na swoim i wygrać. Lejdis end Dżentelmen – nie przechodzę jeszcze na bezrobotne:) Normalnie nic tylko się upić ze szczęścia:)

I widziałem na pewnym zdjęciu piękną koszulkę z napisem:
Join the NAVY! Travel to exotic, distant lands. Meet exciting, unusual people. And kill them.

A tutaj efekt mojego wielogodzinnego, bezmyślnego wpatrywania się w podobne, kretyńskie filmiki. Tyle, że ten całkiem śmieszny. Szczególnie popis kota w drugiej minucie filmu mnie zwalił z nóg:



Hej!

29 sie 2007

Jesień Panie...

Że jak? Że już? Wyszedłem rano spod prysznica i dopadł mnie ten znajomy chłód. Ten znienawidzony, cholerny powiew zimnego powietrza. I świeci żarówa nad miastem, a jednocześnie pizga po rajtuzach. 2 razy na plaży i to ma być sezon, na który z takim utęsknieniem czekałem? A gówno. Emigruję stąd wpizdu!

Ale przeglądam sieć i takie filmiki pokazują, że oni mają gorzej niż ja i moje problemy pogodowe...



A Saudyjczycy to nienormalni ludzie. Ale to już wiadomo nie od dzis.



Update:

Acha i jeszcze jedno spostrzeżenie. Jak to jest z tymi łańcuszkami ‘szczęścia’, że zasypują mi tym skrzynkę i każą przesyłać dalej, bo jak nie to zamiast szczęścia umrze mi cała rodzina, pies, kot i wywalą mnie z pracy. Dzięki za takie szczęście. Szczególnie, że nigdy tego badziewia dalej nie przesyłam. Wysyłając mi następnym razem takiego frykasa wiedz, że sprowadzasz na mnie egipskie plagi.

26 sie 2007

A w niedzielę Bóg odpoczął...

Znasz te niedziele kiedy nie wiesz za co się brać? Te niedziele, które lecą jak Shinkanseny i TGV razem wzięte. Niedziele podczas których łazisz ludziom po strychach, które sprzątane były w czasach kiedy mieszkali tam Niemcy. A jedyne wejście na te strychy to podstawiony stół, a na nim krzesło, a dalej to się Pan podciągnij... Po piwnicach, które Niemcy zasypywali piaskiem podczas wojny i używali jako schronów, a obecnie pełne śmieci, bo właścicielki nie stać na opłaty za ich wywóz. Tak, tak - poznaj realia pracy architekta:)

No ale weekend udany. Zaliczone 'szatany na zywo' czyli Rock nad Bałtykiem reaktywacja. Festiwal, który odbywał się tu w latach 80ych stara się powrócić jako stały punkt programu. Acid Drinkers, Mech, Pogodno, TSA - czyli szarpidruty w najlepszym wykonaniu (dla tych co lubieją:). Przy okazji wizyta Mariki co Ma Bzika i spotkanie live - yo, internet łączy ludzi.

A generalnie faszeruję się nowymi płytami i dosłownie zwariowałem na punkcie 'Finding Forever' Common'a, bo jest przesadzona bitowo i lirycznie (choć melancholijna mocno). 'Aesop Rock - Noone shall pass' to kolejny krążek, który obecnie w trakcie analizowania ale wiem już że dwa kawałki miażdżą strasznie (a nie byłem fanem mocnym Aesop'a). Do tego Lyrics Born i kawałek Pack Up z Evidence'm i KRS ONE'm mnie lekko zniszczył. Samego Lyrics Born'a (to ten pan nr 2) można śmiało przewinąć ale pozostała dwójka jak zwykle masakra...

Zresztą. Niechże was zarażę:P
Aesop Rock - Getaway car (feat. cage and breeze brewin)
oraz
Pack Up feat. Dilated Peoples & KRS-One (Remix).

A Commona sobie kupcie. Zresztą, kupcie wszystkie trzy. I przepraszam za panią, która w kawałku Aesop'a dość zdziwionym tonem mówi, że 'This promo copy belongs to Magnołn Łosz?'. Magnołn Łosz nie był najlepszym człowiekiem żeby dać mu promo.

24 sie 2007

Życiowy Poker

"Przed podjęciem takiego kroku, warto zwrócić uwagę na kilka spraw. Po pierwsze, dużo ryzykujemy prezentując własną wizję warunków pracy. Przedstawienie kontroferty do wcześniej zaprezentowanej samo w sobie stanowi duże ryzyko."

Pieniądze. Nierozerwalnie wiążą się z pracą. Niektórzy mówią, że praca powinna dawać satysfakcję czy realizować ambicję pracownika. Jednak nie oszukujmy się – pracujemy przede wszystkim dla kasy.

Nasze pokolenie to pokolenie ludzi odważnych. Czasy się zmieniły. Zmiana pracy nie jest większym problemem, a warunki zaczynają dyktować właśnie pracownicy. Wychodząc z założenia, że ‘W chuja robić to my ich, a nie oni nas”, po obejrzeniu umowy o pracę, którą zaproponował mój pracodawca, poszedłem porozmawiać o mojej wizji umowy. Przekaz był prosty – albo moje warunki albo z końcem sierpnia kończę swoją przygodę z obecnym miejscem zatrudnienia.

Stres jak przed egzaminem, ale niebywała satysfakcja po sprawie. Odpowiedź w przyszłym tygodniu:)

Tak więc jakby się nie powiodło to wakacje od 1 września czas zacząć!:)

20 sie 2007

Profesjonalizm

Profesjonalizm. W firmie składa się na niego wiele szczegółów. Pamiętam jak niespełna dwa lata temu nasza firma architektoniczna została wezwana do okolicznego miasteczka przez inwestora, który chciał zaadaptować lokal na aptekę i szukał projektanta tego zadania. Na wstępną inwentaryzację zjawiliśmy się tam z popularną ‘metrówką’ żeby zmierzyć to i tamto. W obecności inwestora staraliśmy się tym dziadostwem zmierzyć wysokość lokalu, który okazał się być prawie katedrą. Po zmaganiach, które musiały wyglądać żałośnie w końcu wysokości zmierzyć się nie udało, a inwestor już się więcej nie odezwał:) Kilka dni później kupiłem miernik laserowy. Robi zdecydowanie większe wrażenie i ułatwia życie:)

Przypomniałem sobie tę historię w piątek, kiedy to zjawiła się u nas młoda para z Krakowa, która dzień wcześniej kupiła dom w kołobrzeskiej dzielnicy uzdrowiskowej za 450 tysi. Spodziewaliśmy się ich i wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. Pełna wycena projektu, umowa czekająca w komputerze na ewentualną korektę oraz rachunek. 1,5 godziny nerwowych negocjacji, które zakończyły się sukcesem. Gdy przyszło do drukowania umowy okazało się, że skończył się czarny tusz w drukarce. Parodia. Wychodząc, goście z Krakowa przyznali, że po raz pierwszy podpisywali umowę wydrukowaną w kolorze niebieskim. Sorry:) No i teraz szukam drukarki laserowej. Albo jakiejkolwiek innej co przynajmniej sygnalizuje brak tuszu.

Za to weekend upłynął pod znakiem lokali miejskich oraz grillów ogrodowych:) Ustawiliśmy się z moim dobrym znajomym ze studiów i jego nową, egzotyczną, tajską kobietą. Dowiedziałem się, że założyli firmę, która zajmować się będzie sprowadzaniem taniej siły roboczej z krajów azjatyckich. Tak więc uspokajam was – te stadiony powstaną:)

Co do grilla to ostatnio znudzony ciągłymi kiełbaskami, kaszankami, szaszłykami czy nawet karkówką z grilla postanowiłem wprowadzić nową potrawę – hamburgera. Poszperałem trochę w przepisach, spróbowałem i muszę przyznać, że efekty przerosły najśmielsze wyobrażenia. Amerykański przysmak zrobił niebywałą furorę, nawet wśród tych najstarszych, a fakt że je się to łapami i komponuje się własnego giganta z dostępnych warzyw przysparza wiele frajdy. Pomyślałem więc, że uraczę was tu swoim przepisem – może będzie wam się chciało zaskoczyć znajomych i zaserwować coś takiego:)

Przepis na 10 hamburgerów – zjedzenie dwóch skutecznie zabija każdy głód:)

- mięso mielone (700g wołowinki i 300g wieprzowinki [wskazana karkówka])
- cebula średniej wielkości, główka czosnku, oliwa z oliwek, przyprawy

Do michy wkładamy zmielone mięso, drobno pokrojoną cebulkę, zgnieciony czosnek (pół główki styknie:), polewamy oliwą z oliwek i dodajemy przyprawy (ja daję Kamis do grilla klasyczny, pieprz, zioła prowansalskie [nie za dużo bo bardzo aromatyczne], sos sojowy i czerwoną, słodką paprykę). Nie dodajemy soli! – mięso robi się łykowate (cokolwiek to znaczy). Całość należy dokładnie wymemłać:) Ulepić kotlety – polecam cienkie i duże. Skurczą się i tak przy smażeniu o jakieś 20% i szybciej się upieką niż te grubasy. Polecam przekładać kolejne ulepione hamburgery papierem śniadaniowym co by się nie skleiły. Włożyć do lodówki na co najmniej godzinkę.

Dodatki. Wiadomo, że nie samym mięsem człowiek żyje. Zaopatrujemy się więc w półmiski, na których zachęcająco pokrojone leżeć będą takie warzywka jak:

- cebula, sałata, ogórek małosolny i pomidor.

Hamburgery rzucamy na mocno rozgrzanego i grilla i smażymy. Można polewać wcześniej przygotowaną oliwą z przyprawami dla większej soczystości mięsa. Pod koniec smażenia można położyć plasterek sera. Przekrojone bułki do hamburgerów położyć na grilla wewnętrzną stroną na chwilkę do uzyskania chrupkości.

Serwować z sosami wedle uznania – czosnkowy, musztarda, ketchup, pieprzowy.

Polecam się pomęczyć trochę, bo jest rewela:)

I ukończyłem remix jednego rapera z południa. Będzie na singlu. Będę informował.

A w głośnikach: Common – Finding Forever

13 sie 2007

I want to ride my bicycle...



Jest! Dotarł już w czwartek, a ja kompletnie zwariowałem! Piękniejszy niż na zdjęciu, mięciutki w prowadzeniu, cichutki w eksploatacji i lekki jak piórko:) Czuję się jakbym sobie conajmniej samochód sprawił. Choć fakt, że jest więcej wart niż mój citroen AX a.k.a. biała strzała ... no może bez przesady ale prawie:)

Tak czy owak śmigam po mieście między samochodami tkwiącymi w korku. Szusuję to z lewej, to z prawej, to troszkę po chodniczku, to po ulicy, po lasach, plażach i pagórkach:) Tak dosłownie - zwariowałem. I już odczuwam bolączki rowerzysty. Gdzie te kilometry tras rowerowych!? Jak ja mam się bezpiecznie w ruchu miejskim poruszać bez tych szlaków przeznaczonych NAM dwukołowcom?:) Jeszcze do niedawna sam, za kierownicą białej strzały, wołałem o pomstę do nieba dla tych nieszczęsnych zawalidróg, spychałem bokiem na krawężniki, (no może nie aż tak) a teraz sam muszę uciekać tym piratom cholernym i krzyczę im przez szyby za każdym razem jak wymuszą mi pierwszeństwo:) Co więcej - poznałem mnóstwo kołobrzeskich zakamarków, których bym nigdy samochodem nie odwiedził - a to dopiero jeden weekend zmagań.

Podsumowując - dokonałem chyba najlepszej inwestycji kapitału jakiej mogłem. Ot, zadowolony, zdrowy i wolny! O tak, ten ostani przymiotnik idealnie odpowiada moim odczuciom z jazdy rowerem - TYM rowerem:)

Teraz oczywiście trzeba inwestować dalej - lampka do tyłu, lampa do przodu, licznik i pompeczka... i powinno starczyć tymczasem:)

I byłem wczoraj na zlocie pojazdów starych i zabytkowych w Porcie Jachtowym. Ale bez szału.

I chodzą za mną Hardcore Negotiators:

Bigger and bigger...

8 sie 2007

prawda.org, nlog.org ... who's next?

Zawsze lubiłem swojego bloga. Był dla mnie czymś więcej niż miejscem na wyrzucenie swoich myśli i puszczenie ich w cyberprzestrzeń. Był zawsze raczej punktem kontaktowym z bliskimi mi osobami, z którymi z wielu różnych przyczyn nie jest dane mi się już tak często spotykać.

Na początku był cienx.prawda.org, później cienx.nlog.org, lecz niestety w związku z kompletną ignorancją zarządzających tym ostatnim serwisem, nadszedł czas na ucieczkę w bardziej 'komercyjne', przez co trwalsze i niezawodniejsze strony. Oba poprzednie serwisy miały swój specyficzny 'smaczek' i swojego rodzaju przywilejem było być w ich gronie (szczególnie tego pierwszego). Tłumaczę sobie, że jeszcze wrócę do nlog'a jak już 'ekipa rządząca' upora się z problemami komentarzy, a blogger będzie tym czym dla właścicieli samochodu oddanego do serwisu, samochód zastępczy. Jednak pierwsze wrażenia mojej niereformowalnej osoby są jak przesiadka z malucha do mercedesa. I to jakiejś co najmniej S-ki:)

Chciałem założyć tu nowe konto ale okazało się, że zrobiłem już to 3 lata temu:) Ba, jakimś cudem przypomniałem sobie bez większych problemów hasło.

Panie i Panowie, drodzy przyjaciele, rodacy - witam was w moim nowym, internetowym M1 i jakże miło mi Was tu widzieć:) Od dziś - tylko tu - ciągle ja - tylko końcówka adresu inna.

http://cienx.blogspot.com