Kołobrzeski Spleen

21 lut 2011

Betty Bop



Jestem jej fanem.

12 lut 2011

Scecin Scecin

Rozpieścił mnie prowincjonalny Kołobrzeg. Córa na spacerach nudzi się gdy wpatruje się w niebo. Musi mieć drzewa, budynki - coś co przykuwa jej uwagę gdy leży tak w wózku. Wyszedłem dziś na spacer z dziubą na jednej z dzielnic Szczecina... nie znaleźliśmy skrawka nieba. Chaos panie. Lubię swoją małomiasteczkowość. I powietrze pachnące morzem.

4 lut 2011

A tymczasem 5 miesięcy stuknęło


La Plagne 2011!

Niechlubny urok wycieczki autokarowej, na którą ruszasz samemu, jest taki, że nie wiesz kogo dostaniesz za kompana. A kompan to dość istotny czynnik wpływający na komfort podróży, szczególnie gdy wyprawa to daleka. Poprzednie dwa wyjazdy na snowboardowe szaleństwa uzmysłowiły jedno - w Alpach jeździ się doskonale - w kierunku Alp jedzie się długo i po prostu trzeba podróż przeboleć. Dodatkowo w tym roku musiałem znieść towarzystwo kafara, z którym miałem przyjemność dzielić siedzenia. Kafar lubił chrapnąć i przyduszać mnie swoją masą na większych zakrętach w prawo. Na szczęście, mimo swojej aparycji, był bardzo kulturalnym i sympatycznym kafarem, wychowanym w atmosferze pokoju i miłości. Jak to mówią 'Never judge a book by its cover". Choć mimo wszystko nie wątpię, że potrafi z bańki jebnąć dość fachowo.

Dwudziestogodzinną podróż przewoźnik umilał całym wachlarzem filmów. Nowiutki autobus świetnie radził sobie z DiviXami dostarczonymi przez pasażerów. Co do doboru filmów nie ma co narzekać - wiesz jak to jest jak siedzisz na dupie w jednym miejscu i ruszyć się nie możesz, a za oknem pola, pola i niemieckie Autobany, na których nic się nie dzieje - można po raz 10 obejrzeć Shreka 3. Ale była też perełka - Mała Moskwa... ale może mam sentyment do porosyjskich baz wojskowych w związku z miejscem obecnego zamieszkania. Jako, że w autobusie była spora rzesza młodzieży, puścili też film "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy - Złodziej Pioruna". Sam tytuł zdradza, że niewątpliwie perfidny to film. Do tego polski dubbing - bardzo rozrywkowa pozycja - naiwna i przewidywalna do granic możliwości.

No ale podróż podróżą, a miejsce docelowe jak zwykle bezbłędne. Śnieg i 3 stopnie na plusie. W rezultacie po trzech dniach opalone mordy na brązowo. Dodatkowo dwuletni ser beaufort, którego 'plasterek' ukrojony przez Pana sprzedawcę jadłem na śniadania przez cały pobyt - absolutny hit. A poza tym nuda. Od rana do późnego popołudnia szlifowanie dechy na lokalnych stokach. Dwie spektakularne wyjebki, po których jechałem głową w dół po stoku, po pięknym koziołkowaniu nie zniechęciły. Standardowo, jeden z członków wycieczki, w pierwszy dzień pobytu postanowił się połamać. No ale jak dorodny syn postanowi w ciebie wjechać nie ma rady - odprysk kości piszczelowej, blaszka, śrubki i zwichnięta ręka. Szczęściarz wiedział co robi - komfortowo wrócił do Kołobrzegu samolotem. Ja, w jednym kawałku, w drodze powrotnej zmuszony byłem znosić towarzystwo, przemiłego bądź co bądź, kafara. Snowboardin France 2011 zaliczony!