Kołobrzeski Spleen

27 maj 2009

Rytel, Mylof i inne Swornegacie

Nie wspomniałem w sumie, a warto to odnotować, że przed weekendem majowym, wybraliśmy się z przyrzeczoną do Chojnic. Świadomie weekend wcześniej żeby weekendowcy nie wchodzili człowiekowi na głowę. Chojnice i im podobne, okoliczne, dziwnie brzmiące miejscowości typu Swornegacie, Brusy, Legbąd, Klocek, Mylof czy Rytel niewiele mi mówiły. A okazało się, że Chojnice i okolice są wyjątkowo spoko. Spoko to nawet mało powiedziane. Jest pięknie i nietuzinkowo. Okolice pełne jezior, bujnej przyrody i przesympatycznych ludzi. Na samym początku uderzył mnie pogodowy szok. W sumie o gorsze warunki atmosferyczne niż w Kołobrzegu ciężko, więc wycieczka w głąb kraju zawsze poprawia sprawę – tyle, że wtedy, wyjeżdżając znad morza było wietrznie i swetrowato, a tam wręcz jak na patelni i goło-klatowo. Świetny wypad. No ale co najważniejsze. Miasto jest cholernie dobrze zarządzane i widać to od razu. 40tys mieszkańców, a wszystko uporządkowane, trawniczki skoszone, chodniczki równiutkie, budynki odremontowane, rynek miejski barwny i przepiękny. No byłem zauroczony. Do tego był to dzień kiedy licealiści kończyli rok szkolny i było ich po prostu mnóstwo, poubieranych galowo, raczących się piwem, roześmianych. Ach ten geriatryczny Kołobrzeg – brakuje mu nutki młodości. Do tego okoliczna dzielnico-wieś Charzykowy położona nad samym jeziorem o tożsamej nazwie. Domki letniskowe 10 metrów od wody, przystań jachtowa z prawdziwego zdarzenia, ścieżki rowerowe wokół jeziora – no miód. Podsumowując – kolejna baza wypadowa godna polecenia w zasięgu 2 godzin jazdy z naszych smutnych okolic.





W sobotę robiliśmy akcję, którą krótko ująć można w zdaniu - ‘7 czerwca idź na wybory’. I powiem tak. Rozdawanie rzeczy za darmo – co by to nie było – skutkuje atakiem dzikiej gawiedzi. Stolik z ulotkami i pęki żółtych margaretek mających symbolizować unijne gwiazdki, fruwały w strzępach porywane przez tłum. Jednym słowem akcja udana. Z planowanych 3 godzin akcji zrobiło się 1,5. Obowiązek obywatelski spełniony – ty też go spełnij i idź na te wybory.



Dostałem też w swoje łapska lustrzankę cyfrową i obudził się gdzieś głęboko uśpiony pasjonat fotograf. Swojego czasu miałem cyfrówkę, gdy sprzęt to popularny nie był i chodziłem z nią wszędzie pstrykając mnóstwo zdjęć. Potem, cyfrówka rozpowszechniła się na tyle, że na imprezie potrafiło być 10 osób, każda ze swoim aparatem i tak siedziały naprzeciw siebie i robiły sobie zdjęcia jak robią zdjęcia…. Porzuciłem więc jakoś tę zajawkę. No ale ta lustrzaneczka to masakra. Łupie to foty jedna po drugiej bez zastanowienia – nie to co kompakt. I znów mnie napadło. Robić zdjęcia! Ach, fotografem być. Taka cicha władza. No, uśmiechnij się. Rób co mówię! Tylko zwierzaki jakoś nie poddają się, skutecznie uciekając przed obiektywem.


Tak, to Bunia zwana Buńkiem z racji swoich gabarytów. Urosła.



A to jest Budrys zwany Budziem.

Brak komentarzy: