Kołobrzeski Spleen

1 paź 2010

O Traktacie Lizbońskim dyskutować byłem

Moje 'szczęście' do komplikacji komunikacyjnych podczas podróży służbowych nie ma zamiaru mnie opuścić. Po sławnym utknięciu w stolicy Hiszpanii podobny los spotkał mnie w Brukseli. Jak nie wulkaniczne pyły to strajk kontrolerów lotów. Dobrze, że udało nam się uciec zanim rozpoczęły się na dobre zapowiadane protesty związków zawodowych. Podobno 80tys osób zjechało do Brukseli by skutecznie ją sparaliżować. Na szczęście wtedy byliśmy już w Warszawie.

Kilka spostrzeżeń. Bruksela to okropnie dołujące miasto. Potwierdzają to mieszkające tam osoby, z którymi miałem przyjemność rozmawiać. Przywitał nas tam deszcz i chłód oraz rozrośnięte struktury administracji publicznej. Mają za to doskonałe mule. Banalny sposób na ich przyrządzanie okazuje się być genialny w swojej prostocie. Lokalne piwo jest całkiem dobre o ile to Leffe blonde. Przypadkowo zamówione z okazji urodzin litrowe piwo o wdzięcznej nazwie "Mort Subite" (w wolnym tłumaczeniu - nagła śmierć) okazało się być szampanem w smaku... (sic!). Jak już nie jesteś studentem to okazuje się, że profesorowie i doktorzy uniwesyteccy są spoko. Dziwnym trafem byłem rodzinkiem w gronie samych szych wysłanych z Krakowa, Warszawy, Poznania i Gdańska. Ale prywatnie to sympatyczni ludzie... a tytułowy Traktat z Lizbony... nieźle namieszał. Póki co pełni rolę papierka, a w strukturach panuje kompletny burdel. Do tej pory weszły w życie jedynie postanowienia o nowych stanowiskach typu przewodniczący Rady Europejskiej (sławny prezydent Herman Van Rompuy), czy "baronessa od spraw zagranicznych" niejaka Cathrine Ashton (która jak wynika z moich spostrzeżeń trzęsie całym tym syfem i zgarnia grubą bańkę miesięcznie... czy raczej tygodniowo).. no i dzięki jej posłannictwu powstają placówki ambasad europejskich poza unią. Tam upycha się kolejnych ziomów z pensjami lekko mówiąc poza wyobrażeniem. Jednym słowem jedyne co wdrożyli z całego traktatu to ciepłe posadki. Reszta będzie wchodzić kolejne 10 lat. Jestem zdruzgotany. W pale mi się to po prostu nie mieści. Ale co tam. Byłem, poznałem, zwiałem. I nie chcę wracać. To wszystko nie jest moralnie w porządku.

I Peszko spieprzył mi kupon. Na spółkę z Arboledą. A taki miał być pewniak.

Brak komentarzy: