Kołobrzeski Spleen

22 wrz 2009

Zjeść w Kołobrzegu

Zwycięstwo żony mojej należało przypieczętować jakimś, przynajmniej niecodziennym wydarzeniem, więc postanowiliśmy wybrać się na wyborną kolację. Poszliśmy do lokalu, który swojego czasu był naszym ulubionym, serwującym doskonałe mięsiwa i niesamowite wręcz talarki z ziemniaków (uwierzcie, że talarki z ziemniaków mogą być niesamowite). Lokal zwie się Karczma Monte Christo i znajduje się w sercu dzielnicy portowej naszej, powoli już posezonowej, wyludnionej dziury. Od czasu jak tam ostatnio byliśmy minęło kilka dobrych lat, a lokal podobno zmienił właściciela i przeżył kilka personalnych zawieruch.

Lokal, jak i cała dzielnica, nie spodziewał się chyba najazdu aż dwóch 'turystów', pragnących do tego zjeść coś na ciepło koło 19:00. Żona zamówiła pierś z kury po hawajsku, a ja zrobiłem coś czego nie robię nigdy - zamówiłem rybę! Nie dość, że rybę to jeszcze dorsza, którego jak wiadomo łapać nie wolno, więc będzie świeżo wyjęty z zamrażarki. Danie nazywało się Dorsz Monte Christo i po ok. 30min oczekiwania, zostało podane przez samego szefa kuchni. I co? I pyszne! Masakryczne! Ryba na cytrynowym lekkim sosie, zapieczona z pieczarkami i serem, który nie był w żadnym momencie skorupą tylko płynną żółtą mazią, polana sosikiem czosnkowym. Rozpływało się to wszystko w ustach - dosłownie, inaczej bym tego nie opisał - to właśnie było to sławne hasło reklamowe wielu produktów - rozpływało się.

Swojego czasu, kiedy mój znajomy pracował tam jako kelner, ta knajpa miała swoich stałych klientów. Opowiadał mi np. o rodzince, która co sobotę przyjeżdżała do nich ze Szczecina na obiad. Nie wiem jak jest obecnie ze stałymi klientami ale jedzenie jest tam nadal świetne. Polecam.

Brak komentarzy: