Kołobrzeski Spleen

12 sty 2009

Teleturnieje

Do popełnienia tej notki skłonił mnie fakt, iż ostatnio czystym przypadkiem obejrzałem co telewizja polska oferuje w zakresie teleturniejów. Wychowałem się, jak większość z ludzi rocznika 81 na teleturniejach typu Wielka Gra czy Miliard w rozumie. Teleturniejach zupełnie nie widowiskowych i dla nas wszystkich w większości męczących, gdyż na padające pytania nijak nie dało się odpowiedzieć. Żeby znać odpowiedź na tamtejsze pytania nie wystarczało czytać 'Życie na gorąco' czy znać twórczość Feela, których to i tak jeszcze nie było. Tam alfy i omegi zmagały się z trudnymi pytaniami z przeróżnych dziedzin i powalały na kolana swoją wiedzą. Potem wszedł Wojciech Pijanowski z Magdą Masny i mimo pójścia w kierunku 'show', nadal trzeba było się trochę wysilić, żeby z tych literek poskładać krzyżówkowe hasło.

Obecnym królem teleturniejów jest dla mnie 1 z 10. I to nie tylko z sympatii dla prowadzącego Tadeusza Sznuka. W teleturnieju padają pytania, na które trzeba znać konkretną odpowiedź. Nie ma do wyboru a, b, c oraz d. Pytań jest cały wachlarz i mimo czasem banalnych, zdarzają się perełki, a całą edycję wygrywa i tak jakiś przekot, którego nie zagniesz z żadnej z dziedzin. Czyli jest względnie sprawiedliwie.

To co zobaczyłem wczoraj utwierdziło mnie w przekonaniu, że o zgrozo, nawet Milionerzy są spoko, bo mimo typowej szołowości programu, coś tam wiedzieć wypada żeby dojść do tej bańki. Fakt, że Urbańskiego, za te jego 'czy jesteś pewien?', 'to już ostateczna odpowiedź' i tym podobne, idzie zastrzelić, no ale chłopak ma to w kontrakcie - taka jest konwencja Milionerów i tyle - nie spieszy nam się. No i dobra. Dzięki powyższym teleturniejom możemy co nieco poszerzyć naszą wiedzę - czymś tam w towarzystwie można błysnąć.

Natomiast wczoraj natknąłem się na teleturniej prowadzony przez Cezarego Pazurę. Nie wiem czy po prostu Pazura powiedział - nie mam roboty, dawno nie widziano mnie w TV, dajcie mi coś cyklicznego, nie wymagającego zbytniego polotu, za jakąś bańkę rocznie. No i dobra. Jest teleturniej gdzie pada pytanie, które również zostało zadane jakiejś tam próbie inteligentów posiadających dekoder i paszport Polsatu i biedny uczestnik musi zgadnąć jaki procent osób odpowiedział na to pytanie twierdząco. A pytania są górnolotne. Ja widziałem dwa i poszedłem się upić z żalu za widzów Polsatu. Mianowicie: Jaki procent mężczyzn w tym kraju (w domyśle tych z paszportem Polsatu) nie jest zadowolona z rozmiaru swojego członka? Czyli zadzwonił pan z Polsatu do tego z paszportem i mówi: "Panie, jest pan zadowolony z rozmiarów Pana kutafona?". "No, jacha, jeszcze jak!". No, bo kto odpowiedziałby anonimowemu Panu z Polsatu "Panie, dobrześ Pan trafił, ledwo go znajduję przy sikaniu". No chyba, że przypadkiem dodzwoniłby się do Tymona i usłyszał "Oooo, oooo, mój wacek jest za duuuuuży". Drugie pytanie. Jakiemu procentowi kobiet zdarzało się fantazjować, że robią to z ratownikiem. Najlepsze, że koleś powiedział, że przedział 8%-18%, a było 7%. O co chodzi? Dlaczego? Czy z hiszpańska - porque?... Why? Warum? Patrzę i płaczę. A Pazura przetacza tymi swoimi oczkami i bryluje tam... i bruku sięga. I nawet nóż w kieszeni mi się nie otwiera - bo przecież każdy zniesmaczony weźmie pilota i CYK. Ale co tam - znając szczęście teleturniej pobije rekordy oglądalności. I przy kolacji wujek Edward, błyśnie - "A czy wiecie, że 12% mężczyzn w tym kraju nie jest zadowolonych z rozmiaru swojego fajfusa? Mówię wam! W tiwi mówyly".

Zaraz potem trafiłem na "Jak to leciało" na tvp2. Muszę przyznać, że zamysł programu jest całkiem spoko. Uświadamia nam jak bardzo nie przywiązujemy wagi do słów piosenek. No ale szou warty tańca na lodzie. Nie wiem skąd biorą uczestników ale rozumiem, że liczą na zrobienie z nich gwiazdeczek? (oglądałem tylko jeden odcinek i takie odniosłem wrażenie). W każdym razie wczorajsza uczestniczka sprawiła, że wtoczyłem się ze śmiechu pod stół, więc warto odnotować. Panna czuła, że urodziła się by robić szou i unosić swym śpiewem tłumy! Czuła.. w sensie wydawało jej się. Przebrnęła bez zająknięcia dwie pierwsze piosenki i 'czułem', że jest dobra jeśli chodzi o teksty (bo wokalnie leżała, a jej komentarze w przerwach ujawniały, że dwa elektrony w głowie, które zderzały się wywołując MYŚL, robiły to od święta). Trzecią piosenką weszła więc na głęboką wodę wybierając 'Poezję śpiewaną'. Pojawiły się dwa utwory do wyboru: "Dni, których nie znamy" Grechuty i "Cichosza" Turnaua. Ja brałbym pierwszą jak w dym, szczególnie że ta druga zaczyna się tak:

Po cichu
po wielkiemu cichu
idu sobie ku miastu na zwiadu
idu i patrzu


No wykropkowaliby mi coś z tego wstępu i leżę. No ale Pani gwiazda, z dupy tekstem stwierdziła, że ona Pana Turnaua osobiście poznała więc weźmie Cichoszę. Pan prowadzący skwitował ją 'No to nie może go Pani zawieść'. Jeszcze nie wiedział jaka piękna katastrofa nam się szykuje. Pani śpiewająco doszła do zwrotki, gdzie niecnie wykropkowali jej najgorsze co może być - nazwisko poety!:

Tu cichosza tam cicho
szaro brudno i zima
nie ma Słowackiego
i nie ma ...........


Pani po głębszych zastanowieniach powiedziała: i nie ma Krasickiego. Wtedy to potoczyłem się pod stół. Gwiazda po wzięciu jakichś kół ratunkowych dowiedziała się, że powinno być 'Tuwima', co skwitowała: "Phi, ale się rymuje? Słowackiego - Tuwima". Prowadzący z litością w oczach: "zima - Tuwima". Ciężko gwiazdom zrozumieć rymy krzyżowe. Potem był już pilot i CYK.

Oczywiście żeby wyczerpać temat trzeba by napisać o Familiadzie, Jaka to Melodia i stu innych. Ale ja nie wyczerpuję tematów. Ja pastwię się nad wyjątkami. W końcu jestem gwiazdą tego bloga. Moje fanaberie. Moje notki. Które i tak tylko ja czytam. Ale samozwańcze gwiazdy tak mają :)

1 komentarz:

Marika pisze...

jak to dobrze, że na telewizję już po prostu nie starcza mi czasu... :D