Kołobrzeski Spleen

8 gru 2009

Przeszedłem operację palca


Zacznę od palca, bo w sumie od tego momentu historia się nieco urwała pod tym adresem. Szpital zawsze znałem jako odwiedzający, taki gość na chwilę - w przelocie zajrzeć do kogoś, coś załatwić. Teraz mieli naprawić mi palca i mimo całej błahości operacji, klimat wokół zrobił się na tyle gęsty, że aż sam zacząłem się stresować.

A na miejscu mimo, że mówię hej to tylko palec przecież, a oni zameldowanie, przydział łóżka, pokoju, za 10 minut proszę być gotowy, zdjąć wszystkie ciuchy, założyć ten kaftanik z przodu, z tyłu goła dupa. Ej jak to, to tylko palec, po co goła dupa? Procedury. I wpadają dwie siostry i mówią zapraszamy na wózek i wjeżdżają tym inwalidzkim i z tą gołą dupą, ledwo mieszcząc się w ten kaftanik siadam na tym wózku i jadę, i żartuję sobie, że ludzie czuję się chory przez to - przecież sam pójdę mówię po raz wtóry. Procedury.

Zresztą jak teraz z tą gołą dupą, po korytarzu?... I jadę, pchany przez oprawicielki, mijam tych zaciekawionych i obojętnych, tych co na chwilę, przelotem do kogoś, a ten patrz na wózku wiozą go, pod nóż. I winda, i na dół. A na dole podjeżdżają pod pokój pielęgniarek, gdzie 4 młode i 2 nie młode laski kończą poranną kawę, bo przecież 8 rano, i mówią te co przywiozły mnie na tym wózku żebym się położył tu na łóżku i z tą gołą dupą, wymięty, słaby, chory, bezbronny, pokonany ładuję się na łóżko. Na plecach się położyć. I tu następuje ten moment filmowy. Bagatelizując sprawę jeszcze staram się dowcipkować w myślach, że jak w Sensie Życia będą mnie obijali łbem o kolejne otwierające się drzwi, aż nie dojadę na salę. Ale oni mnie wiozą z kamienną twarzą i tylko te lampy na suficie - jedna, druga, uchylne drzwi, jedna, druga, trzecia, drzwi uchylne, jedna, druga, trzecia lampa. Jestem trupem. Coś pójdzie nie tak. Zabije mnie głupi palec.

No ale w końcu poczekalnia przedoperacyjna i coś koło pół godziny do operacji. Siema jestem Mariola, ja Justyna, to doktor T a to Z. I że koszykówka haha, ale wyrosłeś i ślubne zdjęcia widziałam na NK. No nie w takim momencie o NK. Ale bajera z doktorami, że oni tu pod lewą pachę się wbiją z taką igłą i prądem namierzą nerw i tam się wbiją, ale tu pod nieuwagę Mariola z Justyną na prawej dłoni jakiś wenflon zainstalowały i że bądź dzielny bo mamy tu coś dla ciebie. A doktor, że no przecież każdy palił trawkę i będzie no stress, a ja tam sobie żartuję, że rzuciłem i nic mi nie dawaj. I robią czwarte nakłucie pod pachą i chyba już mają ten nerw i powinno być ok za pół godziny ciepła ręka i luz. Laski na szczęście zachowały moją świadomość.

No i ruszam tą ręką sobie swobodnie, a lekarz mówi ściśnij mi pięść. Ja wytężam muskuł, robię ruch ale nic. Lekarz mówi ok jedziemy. I jedziemy, widać po suficie, na nowy blok i mówię o siema mój ortopeda i wjeżdża z 6 ludzia, mówię ok studentale uczcie się na miszczu jak palec robić. Kurtyna zakrywa rękę, którą kładę swobodnie na stole, patrzę się w sufit, trochę na bok podziwiając sprzęt. I mówię czy mają maszynę co robi PING. Nikt mnie nie kuma. Ale wjeżdża mi w pole widzenia doktor z maską na twarzy i nie wiem kto to ale uderza w gaduchę. Że mu córka zdała na aplikację radcowską i co to panie się dzieje w tym światku prawników! I podzielam jego poglądy. Wdaję się w gadkę. Niespodziewanie Mariola z Justyną coś tam przemycają do mojego krwiobiegu. Argumentuję! Dyskutuję! Zakładają mi maskę na usta. Nadaję nadal z moim kamratem żaląc się na system prawniczy w Polsce. Mija 40 minut i mam akurat wątek o aplikantach notarialnych, kiedy jakiś głos mówi - wszyscy wychodzimy, robimy zdjęcie. I jak stali tak poszli. Krótki strzał i wszyscy są z powrotem. Podjeżdża monitor z boku. Patrzę - coś jak to zdjęcie u góry. Nie. Nie. Nie będzie się trzymać - jest źle usztywniona. Ok. [odgłos małej wiertareczki]. Teraz ok. ZDJĘCIE. Wszyscy wychodzą. Puk. Wchodzą. Jest ok. Nie do końca. Daj spokój będzie trzymać. Nie. [wiertareczka]. Wychodzimy. Puk. Ostatnie zdjęcie. Jak widać powyżej. Żyję.

1 komentarz:

Marika pisze...

co Ty tu za horrory opisujesz!