Kołobrzeski Spleen

7 maj 2008

Majówki podsumowanie

Się narobiło, nie powiem. Zacznę od majówki. Na majówkę spakowaliśmy plecaki, zabraliśmy tonę najpotrzebniejszych rzeczy, zalaliśmy bak i ruszyliśmy na Kaszuby. Warto wspomnieć, że z jakiś niewyjaśnionych powodów byłem uprzedzony do Kaszubów, chociaż jedyny kontakt jaki z nimi miałem to jedna zabawa Sylwestrowa, na której imć Kaszubi schlali mnie fachowo. Poza tym to jeszcze mały kontakt via telewizja regionalna, bądź lokalna prasa regionu pomorskiego gdzie te Kaszebe mają wiadomości w swoim języku. No i właśnie to wszechchwalenie się swoim językiem, naklejki typu ‘jestem z regionu Kaszebe’ sprawiły, że czułem do nich jakąś niewytłumaczalną niechęć. Jakże się miło rozczarowałem tymi ludźmi! Niby 180km dalej, a ludzie zupełnie inni. Nie wiem czy tak przypadkowo trafiłem ale każda z osób spotkanych była przesympatyczna, szalenie pomocna i szczerze radosna. Pani sprzedająca lody w Szymbarku nie była typową, kołobrzeską, sprzedającą panią obrażoną na całe życie, której wzrok daje ci do zrozumienia, że powinna obecnie być managerem w największej światowej korporacji, a ktoś za karę wsadził ją w tą budę z lodami i nie wkurwiaj jej pytaniami o polewę z czekoladą, bo nie do tego została stworzona, a w ogóle to spierdalaj. Nie. Pani od lodów w Szymbarku to promienna, młoda dziewuszka, która chętnie opowie ci o smakach i z uśmiechem poda produkt, ciesząc się, że pogoda dziś taka ładna. Panie w supermarkecie ochoczo i z uśmiechem zapakowały nam kilka ogórków małosolnych, kiełbe i inne przysmaki na grilla, a z każdym rozmówcą można było podowcipkować i łapali te dowcipy w lot. Nawet te ich ‘JO’ zamiast ‘tak’ nie przeszkadzało tak bardzo jak niegdyś.

Kilka konkluzji wyjazdowych. Kaszuby to szalenie malownicza okolica pełna soczystej zieleni i błękitnych jezior. Nie można powiedzieć, żeby na długi weekend była to cicha i spokojna kraina, a raczej nieźle oblegana, biorąc pod uwagę, że znalezienie noclegu zajęło nam z 2 godziny po odwiedzeniu około 15 kwater. Ale co mnie uderzyło to przedsiębiorczość tych ludzi. Nie dość, że na każdym kroku jakieś przedsiębiorstwo produkcyjne to jeszcze dużo tych obiektów pozyskało środki unijne na własną działalność. Jednak jeśli chodzi o turystykę to Kaszubi wygrywają. Potrafią z każdej małej pierdułki, jakiegoś kamienia czy deski zrobić mega atrakcję turystyczną, do której ciągną tłumy. Za sztandarowy przykład podam pewien tartak, którego właściciel wystrugał ‘najdłuższą deskę świata’, która została wpisana do Księgi Rekordów Guinessa. Pojawiliśmy się tam o godzinie 9:30 zastając na miejscu ‘najdłuższą kolejkę świata’. Grajdołek otwierali o 10:00, a już pół godziny przed otwarciem stał tam dosłownie TŁUM. Jakiś dzieciak przed nami stwierdził, że to najdłuższa kolejka jaką kiedykolwiek widział… oj za młody jesteś na Heroda. A tak w ogóle cytat na godzinę stania: „Przepraszam bardzo za czym ta kolejka? - Do ostatniej paróweczki proszę pani - Eee to dla mnie już nie starczy.” Tak czy owak pan od deski poszedł dalej i wymyślił ‘dom postawiony do góry nogami’. No do tego przybytku dostać się to już istny cud. Masakra. I na każdym kroku to 8 PLN, to 4 PLN’y i biznes się kręci.
Ale nic to. Koniec końców wylądowaliśmy w przepięknym apartamencie z widokiem na jezioro. Zrobiliśmy sobie własne ognisko i grilla przy piwku i normalnie – pięknie!

No to idąc za ciosem wykupiliśmy wczoraj wycieczkę do Turcji. Trochę klappen-dupen nad ciepłymi wodami Morza Śródziemnego powinno nieco oderwać nas od trudów życia codziennego :)

A 12ego czerwca zostałem zaproszony na mistrzostwa Polski samorządów w koszykówce w Zielonej Górze. Hah. Po pamiętnym debiucie na kołobrzeskim turnieju Coast 2 Coast czas na kolejny udany występ :) Mamy w składzie niby ex-koszykarzy Kotwicy więc może coś tam pokażemy. Hawk!

Brak komentarzy: